Zwykle staram się pisać na swoim blogu o tym co mnie inspiruje i zachwyca. Dzisiaj wyjątkowo napiszę jednak o tym, co mnie przeraża. Tym czymś jest dzielnica Strome Klucze na przedmieściach rosyjskiego miasta Samara.
Czy ktoś w ogóle tu mieszka? Takie pytanie nasunęło mi się na myśl, gdy pierwszy raz zobaczyłem zdjęcia tego osiedla Blok koło bloku, okno naprzeciwko okna, brak nasłonecznienie. Prawdziwa betonowa dżungla. Piekło dla mieszkańców.
Osiedla mieszkaniowe powinny być wspaniałe. Dużo zieleni, parki, place zabaw, szkoły, przedszkola, miejsca do spędzania wolnego czasu. Budynki powinny być do tego tylko jak najmniej rzucającym się w oczy dodatkiem.
W Stromych Kluczach jest jednak inaczej. Trzykondygnacyjne bloki są upchane jak najgęściej się da. Odnosi się wrażenie, że gdyby tylko można było, główny planista tego osiedla wyeliminowałby nawet drogi pomiędzy blokami i zostawił jedynie wąskie, zaledwie metrowe przejścia. Oczywiście betonowe. Byle tylko zmieścić jak najwięcej mieszkań bez patrzenia na jakość życia ich lokatorów.
Zieleń? Sprowadza się do wąskich, kilkumetrowych pasów wzdłuż bloków oraz malutkiego placu zabaw. Nic więcej.
Pierwotnie w Stromych Kluczach miało nie być małych osiedlowych sklepików, pizzerii, ciucholandów. Dopiero po tym jak pojawili się na nim pierwsi mieszkańcy zdecydowano się na wydzielenie lokali handlowych w ścianach szczytowych bloków. Wcześniej uważano je za niepotrzebne, gdyż obok osiedla funkcjonuje olbrzymie centrum handlowe, które według planistów miało je obsługiwać. Tym samym kilkanaście tysięcy osób miało zaopatrywać się jedynie w jednym miejscu.
Co ciekawe nie przewidziano również przedszkoli, szkół, urzędów, przychodni czy innych instytucji. Ostatecznie na obrzeżach Stromych Kluczy powstały zaledwie przedszkola, które jednak nie są one w stanie w jakikolwiek sposób sprostać zapotrzebowaniu oraz jedna cerkiew.
Według danych za 2015 rok na osiedlu mieszkało 15 000 ludzi. Docelowo ma ich być aż 50 000 (na Google Maps widać już, że rozpoczęto realizację kolejnych etapów projektu – niestety według podobnego założeń). Jednak jakość ich życia będzie tragiczna. Taka ilość ludzi upchanych jak sardynki w puszce będzie bowiem rodzić patologię. Co bowiem mają robić tam dzieci i nastolatkowie? Jak spędzać czas, skoro nawet w piłkę nie ma gdzie pograć…