Budowlanka czasem zabija, czyli przemilczana strona branży

Architektura kojarzy się najczęściej z szalonymi projektami, sztuką i xxx. Jest jednak druga, czarna strona tej branży. Mam na myśli ludzką pazerność, nieuczciwość i zwykłe sku********wo (inaczej tego nie da się nazwać).

Ferdek Kiepski próbował w swoim perypetiach wielu sposobów na to, by zarobić, a się nie narobić. Tymczasem niektórzy inwestorzy działają na zasadzie, by zbudować i za to nie zapłacić. Ich ofiarami padają wszyscy: architekci, wykonawcy oraz dostawcy materiałów budowlanych.

Schemat jest następujący. Wynajmuje się niewielką ekipę budowlaną / architekta / innego specjalistę z drugiego końca Polski, który:

  • nie ma pieniędzy na prawników,
  • nie zna opinii o inwestorze,
  • jest przekonany, że złapał Pana Boga za nogi.

Na wstępie podpisuje się z tym wykonawcą umowę liczącą nawet kilkaset stron, która jest tak skonstruowana, że po prostu nie da się jej w pełni wypełnić.

Ofiara, która jeszcze nie wie, że nią jest, z zapałem bierze się do pracy. Bierze kredyt i kupuje materiały, inwestuje w sprzęt, płaci ludziom. Gdy roboty są już wykonane niemal w całości rozpoczyna się polowanie, czyli szukanie wszelkiej maści błędów: a to drzwi są przesunięte o 5 cm, a to tynk jest 2 mm za gruby, a to ciśnienie wody w toalecie jest zbyt duże. Budowa to nie apteka, więc zawsze się coś znajdzie.

Co następuje później każdy się już pewnie domyśla – „skoro są błędy, to wam nie zapłacimy”. Pół biedy jeśli ofiara straciła „tylko” oszczędności życia. Znacznie częściej jednak zdarza się, że praca dla takiego toksycznego klienta kończy się gigantycznymi długami, utratą zdrowia oraz próbami samobójczymi.

Nawet jeśli sprawa koniec końców znajdzie się w sądzie, to szanse na odzyskanie pieniędzy są znikome. Jak wspomniałem umowa jest tak zawarta, że w praktyce nie da się jej wypełnić, a do jej kompleksowej analizy potrzeba sztabu prawników, na których ofiary nie stać.

Umowa to jednak nie wszystko. Złodziej, bo inaczej nie można nazwać osoby/spółki, która od samego początku zamierza nie zapłacić, zabezpiecza się również w inny sposób. Powołuje spółkę, która prowadzi budowę, a po jej zakończeniu ją likwiduje. Właścicielem obiektu jest ktoś inny, więc tym samym komornicy mogą szukać wiatru w polu (jeśli sąd nakaże wypłatę wynagrodzenia).