Korupcja w architekturze i na budowie

fot. Marco Verch / flickr.com / CC-BY-SA

Od dłuższego czasu nosiłem się z zamiarem poruszenia drażliwego tematu korupcji w budownictwie. Wbrew pozorom nie dotyczy ona spraw urzędowych, ale głównie stosowania materiałów. Otóż nie zawsze proponowany klientowi wybór danego rozwiązania jest podyktowany jego jakością, ale prowizją od wartości zamówienia. Proceder ten dotyczy zarówno wykonawców, kierowników budowy, jak i również niestety architektów.

Do napisania tego wpisu popchnął mnie kolejny, podobny przypadek, które w ostatnim czasie zdarzają się coraz częściej. Spotkanie z wykonawcą. Nagle zaczął kwestionować przyjęte przeze mnie rozwiązania i zaczął proponować swoje. On wszystko załatwi. Z miejsca dzwoni do przedstawiciela handlowego, by błyskawicznie ustalić co i jak. Później dopuściłem się małej prowokacji. Wysłałem maila do tego przedstawiciela handlowego, w którym napisałem, iż jestem architektem, który projektuje spory budynek biurowy. Wiadomość zakończyłem pytaniem, czy w przypadku załatwienia zamówienia na tą budowę mogę liczyć na jakieś wynagrodzenie. Odpowiedź była twierdząca. 

Jak zatem rozpoznać sytuację, w której mamy do czynienia z zatrudnionym przez nas specjalistą polującym na prowizję? Jak dotąd wyszczególniłem 3 sygnały ostrzegawcze:

1. kwestionowanie przyjętych rozwiązań przez wykonawcę / kierownika budowy lub w przypadku architekta jego opór w zmianie rozwiązania,

2. natychmiastowy kontakt z przedstawicielem handlowym przez osobę polecającą dane rozwiązanie fachowca,

3. w grę wchodzą materiały, których na budowę trzeba kupić dużo i są kosztowne np. pustaki, systemy stropowe, czy dachówki. Nikt bowiem nie będzie się rzucał na kilka złotych z zamówienia gwoździ.

Oczywiście nie zawsze powyższe zachowania będą równoznaczne z chęcią zarobienia prowizji. Zwykle (w przypadku punktu nr 2 czasami) po prostu robi się to w dobrej wierze lub z… lenistwa – n.p. instalatorzy zawsze będą polecać ogrzewanie podłogowe, bo przy jego stosowaniu nie muszą bawić się z rurkami i robotę kończą po dwóch dniach, a nie po tygodniu. 

Poruszając ten temat nie sposób nie poruszyć kwestii mediów budowlanych, których tytuły z wiadomych względów pominę. Zwykle, gdy czyta się artykuł o np. pompach ciepła, piecach lub dachówkach obok niego na sąsiedniej lub następnej stronie zamieszczona jest reklama producenta pomp ciepła, pieców lub dachówek. Prosty schemat: piszemy o dobrych stronach rozwiązania, po czym podsuwamy czytelnikowi jego sprzedawcę. Często również przeglądając pisma branżowe widzę porównania różnych materiałów. Mało prawdopodobne, by ich wybór był przypadkowy.

Nie ma w tym nic złego, gdy ma się świadomość, iż media żyją z firm, które dzięki nim sprzedają. Taka specyfika branży. Należy o tym pamiętać i przed zastosowaniem reklamowanego produktu spytać o opinię jego użytkowników, którzy korzystają z niego minimum 10-15 lat. Oni bowiem wiedzą już ile kosztuje eksploatacja, konserwacja i części zamienne. Dlatego też odradzam stosowanie nowych, „rewolucyjnych rozwiązań”, których nikt inny jeszcze nie sprawdził w perspektywie 15-20 lat.