To czego nienawidzę, czyli zapomniany obowiązek właściciela nieruchomości

fot. Ines Hegedus-Garcia / flickr.com / CC-BY-SA

Znowu się to stało. Po prostu nienawidzę takich chwil – niszczenia ludzkich marzeń. Przyszło do mnie małżeństwo inwestorów z wizją i entuzjazmem do ich przyszłego własnego domu. Niestety. Wszystkie piękne zamierzenia popsuły zmiany w Miejscowym Planie Zagospodarowania Przestrzennego.

Do ubiegłego roku MPZP dopuszczał na działce klientów zabudowę mieszkalno-usługową, co oznaczało, iż mogli wybudować zarówno Lidla, czy budynek z lokalami na wynajem, jak i zwykły dom. Po zmianach dopuszczalna jest zabudowa tylko i wyłącznie usługowa z zakazem lokalizowania obiektów wyłącznie mieszkalnych. Tym samym można na działce wybudować kompleks hotelowo-konferencyjny, ale domu już nie. Marzenia legły w gruzach.

Co teraz?

Wyjścia są dwa: albo budowa budynku usługowo-mieszkalnego, co oznacza znaczny wzrost kosztów budowy i znacznie więcej formalności, albo podjęcie działań zmierzających do częściowej zmiany MPZP, co może zająć nawet 2-3 lata. Oba wyjścia są sporym problemem. Nie o to inwestorom chodziło.

Dlaczego o tym piszę?

Odpowiedź jest prosta i wiele razy ją powtarzam: posiadanie nieruchomości wymusza na ich właścicielach pilnowanie zmian w lokalnych planach miejscowych i ewentualne interweniowanie w czasie ich uchwalania. Inaczej dochodzi do problemów jak wyżej opisany.

Ciekawostką jest jeszcze, że planiści puścili inwestorom przez działkę… drogę. Tak, drogę. Gmina powinna ten grunt wykupić, gdyż de facto przejęła ten teren, ale jak to zwykle w takich sytuacji bywa „teraz nie mamy pieniędzy na wykup. Zrobimy to w przyszłości”. A co do tego czasu? Do tego czasu klienci mogą na terenie przewidzianym pod ulicę co najwyżej zasadzić trawnik. Nawet altany, czy wiaty nie mogą na tym terenie wybudować (w tym przypadku oba obiekty byłyby traktowane jako towarzyszące usłudze, więc podlegałyby zatwierdzeniu w Starostwie. Z kolei w przypadku, gdyby plan dopuszczał zabudowę mieszkalną jednorodzinną, to i tak ich budowa byłaby zabroniona, bo choć co prawda oba obiekty nie podlegałyby zgłoszeniu, to mimo to, o czym wiele osób zapomina, ich lokalizacja i tak musi być zgodna z prawem).

Opisany wyżej przypadek jest ciekawy pod jeszcze jednym względem, który powinien zainteresować szczególnie osoby szukającej działki pod dom. Otóż, choć nieruchomość jest duża, ma około 6 100 m2, to w praktyce budynek, niezależnie jaką funkcję miałby on mieć, mógłby powstać tylko na jej niewielkiej części. Od południa droga wyznaczona w MPZP wcina się w działkę około 15 m. Od północy natomiast obszar zabudowy ogranicza gazociąg Ø250 mm, od którego należy odsunąć się co najmniej 8 m. Natomiast od wschodniej strony przepływa potok. W rezultacie niemal wymarzona działka okazuje się mieć dość mocno ograniczone możliwości zabudowy. W sumie pod zabudowę jest tylko 1/3 działki – 1 900 m2 z 6 100 m2.

fot. Stanisław Hyrnik